Po wczorajszej wizycie czuliśmy niedosyt Jeziora Genewskiego. A skoro nasze auto nie nadawało się na wysokogórskie serpentyny Zermatt, to postanowiliśmy zostać w okolicy na kolejną noc. Rano wsiedliśmy na nasze Harleye, napędzane siłą mięśni, i radośnie ruszyliśmy przed siebie.
Kąpiel w każdych warunkach
Pierwsze, co zauważyliśmy: nie ma oficjalnego zakazu kąpieli w Jeziorze Genewskim. Szwajcarzy to naród „bogaty w krajobrazy”, ale jednego im brakuje – nie posiadają dostępu do morza. Nic więc dziwnego, że spragnieni ochłody mieszkańcy oblegają Jezioro Genewskie. W okolicy Montreaux nie mają plaż ze złotym piaskiem – ba, nie mają ich praktycznie wcale. Rozkładają swoje ręczniki na metrze kwadratowym z kamieni, betonu czy trawy. Woda jest tu przyjemna i czysta, pomimo obecności kaczek i łabędzi.
Zamek – inspiracja liryczna
Jadąc dalej wzdłuż Jeziora Genewskiego, pomiędzy Villeneuve a Montreux, rzuciła nam się w oczy niewielka, charakterystyczna twierdza. To średniowieczny Zamek Chillon (Chateau de Chillon), wzniesiony w XI wieku. Można do niego dopłynąć parowcem z Montreaux, Lozanny lub Vevey. Miejsce jest chętnie odwiedzane przez turystów oraz… moli książkowych i literatów. Położenie zamku sprawiło, że przez lata wielu pisarzy umieszczało w nim akcję swoich powieści. Jednym z nich był słynny Brytyjczyk – George Gordon Byron.
Jego poemat, Więzień Chillonu, został napisany pod wpływem prawdziwych wydarzeń z XVI wieku – uwięzienia przeora Franciszka Bonivarda na sześć długich lat. Na pamiątkę inspiracji Byrona, w bezpośrednim sąsiedztwie zamku, można wypić kawę w uroczej „Cafe Byron”. Jeśli chcecie zwiedzić sam zamek, to za bilet dla osoby dorosłej zapłacicie 13,5 franków szwajcarskich (dla dziecka – 7 CHF). Za 6 CHF można dokupić anglojęzyczny audioguide.
Jedyny taki kurort
Promenada poprowadziła nas dalej; dotarliśmy do Montreux – najstarszego kurortu w Europie. To specyficzne miejsce – sami Szwajcarzy chlubią się tym, że miasto jest zarówno kurortem letnim, jak i zimowym. Jego wyjątkowy mikroklimat sprawia, że obok siebie kwitną iglaki oraz… palmy. Tak, nam też wydawało się to niemożliwe – dopóki nie zobaczyliśmy tego na własne oczy.
Montreux należy do Riwiery Szwajcarskiej. Z jednej strony wizytowa aleja miasta, zwana Promenadą Kwiatów, prezentuje się iście kurortowo. Z drugiej – daleko jej do tandety. Nie spotkacie tu chińskich budek, w których można kupić wszystko i jednocześnie nic. Zamiast nich nad wodą wyrastają magnolie, cyprysy i kamelie a przy promenadzie – ekskluzywne rezydencje i restauracje. Co jakiś czas pojawiają się nietuzinkowe rzeźby.
Jak w szwajcarskim zegarku
Trzeba przyznać, że Szwajcarzy zorganizowali tutejsze nadbrzeże po mistrzowsku. Promenada – choć jedna dla pieszych i dla rowerów – daje radę „pogodzić” wszystkich. Piesi nie wyzywają rowerzystów, cykliści – nie trąbią na pieszych. Jechaliśmy rowerem od Agile do Vevey i praktycznie cały czas korzystaliśmy z asfaltowej trasy, mając jezioro po swojej lewej – a potem po prawej stronie.
Pełna infrastruktura, wszystko działało jak w szwajcarskim zegarku. Nie było żadnych niedostępnych działek, jak przy Jeziorze Bodeńskim. Tylko na niewielkim odcinku musieliśmy „odbić” w miasto – bo zamiast szerszej promenady był mały port lub wąskie miejsca kąpielowe. Ale na takim dystansie to dopuszczalna „strata”.
Róża na tle innych kwiatów
Nie da się w pełni zwiedzić promenady Montreux bez jej najważniejszego punktu. To trzymetrowy pomnik z brązu, przedstawiający Freddiego Mercury’ego. Znajdziecie go bardzo łatwo – wystarczy kierować się na Plac du Marche (zadaszoną halę targową, działającą od 1890 r.). Autorka pomnika, czeska rzeźbiarka Irena Sedlecka, wiernie uwieczniła Freddiego w jego charakterystycznej, scenicznej pozie. Pomnik oblepia rzesza fanów – żeby zrobić sobie zdjęcie, trzeba odczekać w długiej kolejce.
Montreaux na każdym kroku przesiąknięte jest muzyką Queen. Kiedyś Freddie pomieszkiwał w tutejszym „Duck House”. Dziś Szwajcarzy organizują Freddie Tour – godzinne spacery z przewodnikiem, śladami najlepszego wokalisty wszechczasów (cena: 29 CHF). Po drugiej stronie Plac du Marche mogliśmy dołączyć do grupy – ale nie skorzystaliśmy. Pojechaliśmy dalej – za Montreux Usiedliśmy na ławeczce w cichym miejscu. Włączyliśmy „A Winter’s Tale” i zapatrzyliśmy się na Jezioro Genewskie. What a truly magnificent view…
Muzyczna perła w koronie
W drodze powrotnej minęliśmy szyld „Montreux Jazz Festiwal”. To drugie najważniejsze wydarzenie jazzowe na świecie, po festiwalu w Montrealu. Odbywa się co roku w pierwszych dwóch tygodniach lipca. Festiwal przez 55 lat istnienia gościł na swoich scenach światowe sławy – takie, jak Ella Fritzgerald czy Nina Simone. Na specjalne zaproszenie występowali tu muzycy, reprezentujący inne gatunki, np. Bob Dylan, Muse, Phill Collins czy Chuck Berry.
Niewielkie, około 25-tysięczne Montreux, jest pełne odnośników muzycznych. Prawdziwą perłę w koronie stanowi studio muzyczne Mountain, zlokalizowane w budynku kasyna, przy samej promenadzie. Nie mogło nas tam zabraknąć. W następnym artykule opowiemy Wam więcej o tym, jakie bogactwa skrywa to miejsce – i wcale nie chodzi nam o pieniądze.
Lazy Monday
If you want peace of mind, come to Montreux – mawiał Freddie. Faktycznie: cisza, spokój, porządek… a do tego jeszcze TE widoki! Nad Jeziorem Genewskim naszła nas myśl: „A gdyby tak… zamieszkać w Szwajcarii?” Kto wie, może kiedyś i ten pomysł się urzeczywistni.