Damy sobie rękę uciąć, że większość z Was na hasło „szwajcarska czekolada” odpowie „Lindt”. Nic dziwnego – wyroby tej marki można przecież dostać na każdym rogu. Ich delikatny smak rozpływa się w ustach i kusi nawet tych, którzy są na rygorystycznej diecie. W Polsce Lindt to czekolada z najwyższej półki. W Szwajcarii… jest jedną z wielu. Poznajcie czekolady Cailler!

Poczuć się jak dziecko

Przyznajemy się bez bicia – do Szwajcarii jechaliśmy przede wszystkim po widoki. Po dwóch dniach trekkingu czekał nas dzień transportowy – czyli bez większej aktywności. Nie bylibyśmy jednak sobą, gdybyśmy i tego dnia nie wykorzystali na maxa. Specjalnie nadłożyliśmy drogi, by dotrzeć do… Muzeum Czekolady Cailler (Maison Cailler). W końcu zawsze chcieliśmy się poczuć jak bohaterowie filmu „Willy Wonka i fabryka czekolady”. Jeśli Wy również chcecie spełnić swoje marzenia, to zapraszamy na spacer po Maison Cailler!

Maison Cailler – Muzeum Czekolady Cailler

Wszyscy kochamy czekoladę, ale Szwajcarzy kochają ją szczególnie. Podobno przeciętny mieszkaniec tego alpejskiego kraju spożywa około 12 kg czekolady na głowę… w ciągu roku! Śmiało można powiedzieć, że Szwajcaria to Królestwo Czekolady. Jednak ani Lindt, ani nawet Toblerone nie przebiją Cailler – najstarszej czekoladowej marki w Szwajcarii. Jej ojciec założyciel, Francois – Louis Cailler, otworzył pierwszą czekoladową fabrykę w 1819 roku. Recepturę wytwarzania czekolady przywiózł z Turynu, gdzie odbywał praktyki cukiernicze. Tak właśnie narodziła się czekolada Cailler.

Jej kolebką jest niewielkie miasteczko Broc w kantonie Fryburg. To właśnie tam mieści się Maison Cailler. Nie możemy odmówić sobie wizyty w tym miejscu. Ekscytacja rośnie z każdym kilometrem. Już od wejścia towarzyszy nam dziecięca radość. Dostajemy bilety w kształcie tabliczek czekolady a potem przechodzimy przez sklepik. Na widok tony czekolad, w różnokolorowych opakowaniach, cieknie nam ślinka. Są tabliczki, pralinki, bombonierki. Mniejsze i większe. Chcemy mieć je wszystkie, teraz! Musimy jednak uzbroić się w cierpliwość. Najpierw „zanurzymy się” w muzeum, by poznać historię czekolady.

Magiczny świat czekolady

Drzwi zamykają się z łoskotem. Gasną wszystkie światła. Powietrze wypełnia słodki zapach czekolady. Przenosimy się do wioski Majów, dla których napój z ziaren kakaowca miał magiczną moc. Indianie zasiadają właśnie do rytualnego picia czekolady, lecz ich spokój zakłóca wzburzone morze. Jest XVI wiek; do ich ziem dociera hiszpański konkwistador – Hernan Cortez. Historia zapamięta Corteza dwojako. Niechlubnie, bo Hiszpan przyłożył rękę do upadku Indian w Ameryce Południowej. I pozytywnie, bo to właśnie on przywiózł do Europy ziarna kakaowca. Tym samym wywołał prawdziwą rewolucję.

Model muzeum, wykonany z 200 kg czekolady

Wraz z przywiezieniem czekolady na Starym Kontynencie zaczyna się magia. Drzwi do kolejnych pomieszczeń otwierają się same, wprowadzając nas w inny świat. Dowiadujemy się, jak czekolada zawładnęła umysłami (i podniebieniami) Europejczyków – najpierw na salonach a potem w niższych warstwach społecznych. Od słowa do słowa poznajemy historię czekolady Cailler w Szwajcarii. W ostatniej sali z teorią śledzimy całą logistykę produkcji czekolady – od ziaren aż po gotowy produkt. Same ziarna kakaowca są zresztą wystawione do spróbowania. Aj, jakie gorzkie!

Czekoladowy zawrót głowy

Kończymy teorię w Maison Cailler i przechodzimy do części… produkcyjnej. Po jednej stronie mistrz cukiernictwa prezentuje nam swoje czekoladowe dzieła sztuki. Za jego plecami czekolada (dosłownie) leje się strumieniami. Po drugiej stronie możemy na własne oczy zobaczyć jak powstają czekolady Cailler. Faza pierwsza – formowanie kształtu, druga – polewanie czekoladą i trzecia – pakowanie. W czwartym etapie gotowa czekoladka czeka na schrupanie. Całe szczęście nie jest już tak gorzka, jak ziarno kakaowca. Francois – Louis Cailler dodał do niej skondensowane mleko, które uzyskał inny Szwajcar – Henri Nestle. Panowie połączyli siły, tworząc markę Nestle – Cailler.

Kusi nas ogromnie, by zjeść więcej, niż jedną czekoladkę. I niestety – ulegamy tej pokusie, jak wszyscy inni zwiedzający. To wielki błąd, którym zrozumiemy dopiero później. W muzeum czekolady Maison Cailler spacer kolejnymi korytarzami jest jak wodzenie łakomczucha za nos. Testom czekolady nie ma końca. Deserowe, orzechowe, mleczne i białe – można wręcz dostać czekoladowego zawrotu głowy. Na końcu wizyty jesteśmy już tak zasłodzeni, że mówimy pas. Zmieniamy zdanie, gdy wracamy do muzealnego sklepiku. Wybór jest ogromny, ale stawiamy na paczkę małych czekoladek – każda w innym smaku. Zabieramy swój kawałek szczęścia do domu.

Bilet na czekoladę

Do Maison Cailler możecie dotrzeć zorganizowaną wycieczką pod nazwą „Czekoladowy Pociąg”. Wtedy zwiedzicie również pobliską fabrykę sera – La Maison du Gruyere (o której opowiemy innym razem). My polecamy zwiedzanie na własną rękę, bo jest taniej. Bilet do Maison Cailler kosztuje 14 CHF dla osoby dorosłej, ale w cenie (jak już wiecie) jest dużo degustacji. Zresztą, szczęście jest warte każdej ceny. Pamiętajcie jednak, że bilety do Maison Cailler sprzedają się jak świeże bułeczki (albo raczej czekoladki). Warto wcześniej zarezerwować sobie termin.

Czekolada jest dla wszystkich

Mieszkańcy małego alpejskiego kraju stworzyli czekoladę, jaką znamy dzisiaj. Kochamy ją wszyscy, niezależnie od wieku. W Maison Cailler każda jej kostka wyzwala w nas dziecięce marzenia. Nie wierzycie? Sprawdźcie sami, jak bardzo słodkie jest Muzeum Czekolady w Broc!

Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *