Znaki drogowe pokazują wyraźnie – Gibraltar już niedaleko. Zza horyzontu wyłania się charakterystyczna góra, jej pionowa ściana wpada wprost do wody. To Skala Gibraltarska –  symbol naszej podróży. Na sercu robi się cieplej – w końcu, po dziesięciu dniach wyprawy, jesteśmy u celu.

Wjazd do Gibraltaru

Mijamy spory port i zbliżamy się do przejścia granicznego między Hiszpanią a Wielką Brytanią. Przed nami Gibraltar – obszar o powierzchni 6,6 kilometrów kwadratowych, który zamieszkuje 34 000 ludzi. To terytorium zależne od Wielkiej Brytanii, ale do przekroczenia granicy nie potrzebujemy paszportów. Od 31 grudnia 2020 roku Gibraltar jest częścią strefy Schengen. Wystarczy dowód, którego pograniczni i tak nie sprawdzają dokładnie.

Zaraz za przejściem docieramy do jedynego w swoim rodzaju skrzyżowania – z pasem startowym lotniska. Dla mieszkańców Gibraltaru to jedyna możliwość komunikacyjna – tutejsze podłoże jest zbyt piaszczyste, by zbudować tunel dla samochodów. Dla przyjezdnych – to atrakcja sama w sobie. Gdy ląduje lub startuje samolot, trzeba zatrzymać ruch samochodowy. Liczymy na to, że właśnie za chwilę opuszczą się szlabany na drodze. Niestety – nie mamy tyle szczęścia.

Głównym deptakiem Gibraltaru

Zostawiamy lotnisko za sobą i meldujemy się na Grand Casemates Square – jednym z dwóch większych placów Gibraltaru. Tu zaczyna się najważniejszy gibraltarski deptak o nazwie Main Street. Jak widać, mieszkańcy Gibraltaru nie lubią komplikować sobie życia – główna ulica to główna ulica. Niestety, wbrew swojej nazwie Main Street nie ma zbyt wiele do zaoferowania. W poszukiwaniu pamiątek przechodzimy ją ze dwa – trzy razy i tyle naprawdę wystarczy.

Na głównej ulicy spodziewaliśmy się więcej życia – chociażby dlatego, że Brytyjczycy mają tu swoje klasyczne puby. Tymczasem było cicho i głucho, czuliśmy się jak w małym miasteczku. To ogromna różnica w porównaniu do barcelońskiej La Rambli, którą odwiedziliśmy dwa dni wcześniej. O ile tam zahaczaliśmy innych przechodniów łokciem, o tyle tu problem tłumu po prostu zniknął. Może dlatego, że nasza wizyta przypadła na niedzielę?

Skała Gibraltarska – symbol Gibraltaru

Main Street – pomimo swojego nudnego wizerunku – to dobre miejsce, by rozpocząć zwiedzanie Gibraltaru. Ulica prowadzi nas prosto do gibraltarskiej skały, której nie sposób pominąć w zwiedzaniu. Mijamy katedrę po lewej i teatr po prawej. Jeszcze tylko most, dwa przejścia przez ulicę i już jesteśmy pod dolną stacją kolejki (tzw. Cable Car). To jedna z kilku możliwości, by dostać się na szczyt Skały Gibraltarskiej (z arabskiego – Dżabal Tarik).

Inna opcja to wjazd zorganizowanym busem (na sam wierzchołek skały prowadzi asfaltowa droga). Pod dolną stacją kolejki jest mnóstwo ofert busowego transportu. Ceny za bus trip wahają się od 34 do 42, 5 Euro. Jeśli ktoś nie chce jechać busem, to może wejść na skałę piechotą. Po drodze znajduje się Zamek Maurów, z którego podobno rozpościera się piękna panorama miasta. Nie potwierdzamy ani nie zaprzeczamy, ponieważ wybraliśmy wjazd kolejką.

Cable Car – ceny oraz szczegóły

W kasie kolejki chwalą się, że wjazd na górę zajmuje tylko 6 minut. Można to zweryfikować codziennie w godzinach 9:30 – 19:15 (za wyjątkiem okresu 1 listopada – 31 marca, kiedy godziny otwarcia skracają się do 17:15). Podczas wjazdu na górę wagoniki nie zatrzymują się na środkowej stacji. Planując wycieczkę, pamiętajcie jeszcze o jednym: ostatni zjazd jest o 19:45 (w sezonie zimowym – o 17:45).

Jeśli chodzi oceny, to są trzy możliwości. Pierwsza: sam wjazd plus zjazd, co kosztuje 18 euro dla osób miedzy 13 a 64 rokiem życia (lub 8,5 euro dla dzieci w wieku 5 – 12 lat). Druga opcja to sam wjazd plus wszystkie wejścia do strefy Nature Reserve (32 euro dla dorosłych, 22 euro dla dzieci). I trzecia możliwość: transport kolejką w dwie strony oraz komplet wejść do Nature Reserve (34 euro lub 22 euro). W każdej opcji dzieci do lat czterech wchodzą za darmo a seniorzy mają 1,5 euro zniżki od regularnej ceny.

Atrakcje na górze

Natural Reserve to wydzielony obszar na szczycie, pełny różnych atrakcji. W jego skład wchodzi m.in. szklana platforma Skywalk, most wiszący Winsdor, jaskinia św. Michała czy tunele z drugiej wojny światowej. Jeśli chcecie zobaczyć je wszystkie, to trzeba dostać się na górę wcześnie. My wjeżdżaliśmy około 17:30 – 18:00, co nie pozwalało na zwiedzenie całości. Na początku zdecydowaliśmy się na sam transport kolejką w dwie strony. Na górze zmieniliśmy zdanie i dokupiliśmy bilet do Natural Reserve (w tej opcji wyszło około 2 euro więcej).  Udało nam się zobaczyć jedynie Skywalk.

Natural Reserve to tylko część atrakcji na górze. Przede wszystkim Skała Gibraltarska gwarantuje nieziemskie widoki na okolicę (w końcu wznosi się na 426 m n.p.m.). Z jednej strony dostajemy szeroką perspektywę Morza Alborańskiego, przylegającego do Morza Śródziemnego. Z drugiej – mamy pełną panoramę Zatoki Gibraltarskiej oraz hiszpańskiego rejonu Algeciras. 24 kilometry stąd, za Cieśniną Gibraltarską, widać już marokańskie góry. Do samego Maroka można dostać się promem.

Małpy na Gibraltarze

W niedzielne popołudnie na górze nie jest zbyt tłoczno, jesteśmy prawie sami. Prawie, bo na ścieżkach kręcą się magoty gibraltarskie – małpy z gatunku makaków. Nikt do końca nie wie, skąd się tu wzięły. Jedna z legend głosi, że w XVII wieku Brytyjczycy przywieźli małpy z Afryki. Według innej teorii sprowadzili je ze sobą Maurowie, którzy w 711 roku rozpoczęli inwazję na Półwysep Iberyjski.

Niezależnie od prawdy te półdzikie człekokształtne są  nieodłącznym elementem Gibraltaru, to ich prawdziwe królestwo. Z pozoru małpy wyglądają niegroźnie, ale nie dajcie się nabrać. Trzeba na nie uważać, bo dla zdobycia jedzenia zrobią wszystko. Tylko wyczekują chwili, by wyrwać nieostrożnemu turyście plecak lub przekąskę z ręki. Nie są wybredne w swych gustach kulinarnych – jedna z napotkanych przez nas małp łapczywie pożerała paczkę chipsów.

Dlaczego Gibraltar jest brytyjski?

Widoki i magoty to nie jedyne tematy, dla których warto odwiedzić Skałę Gibraltarską. Na jej szczycie znajdziecie również system wojskowych korytarzy oraz liczne bunkry i punkty obserwacyjne, poukrywane wśród skał. Sama skala widziała już niejedne działania wojenne. Po ponad 700-letnim panowaniu muzułmańskich Maurów, w 1501 roku, teren Gibraltaru przeszedł pod panowanie Hiszpanów. Gdy 200 lat później zmarł ostatni władca z linii hiszpańskich Habsburgów, rozpoczęła się wojna o hiszpańska sukcesję. Apetyt na hiszpański tron mieli zarówno Francuzi, jak i Niemcy – co było nie w smak Anglikom.

Brytyjczycy sprzymierzyli się z Holendrami i chcieli zająć punkty strategiczne na hiszpańskim wybrzeżu. Planowali Kadyks, ale padło na sąsiedni Gibraltar. Walki wygrali, więc od 1713 roku teren jest pod brytyjskim władaniem. Dziś jego brytyjskość widać na każdym kroku; wszędzie słychać czysty język szekspirowski miejscowych. Jesteśmy 1758 kilometrów w linii prostej od Londynu a mimo to mijamy czerwone budki telefonicznie i policjantów w charakterystycznych czapkach. Tylko na drogach jest inaczej niż na Wyspach. Obowiązuje ruch prawostronny a na przejściach dla pieszych, zamiast klasycznego brytyjskiego „look right” jest napis… „look left”. Dzięki temu Brytyjczycy, przyjeżdżający „do siebie”, mają mniej wypadków komunikacyjnych.

Polskie ślady na Gibraltarze

Zwiedzanie Gibraltaru kończymy polskim akcentem. Będąc tutaj nie możemy pominąć pomnika, upamiętniającego wydarzenia z 4 lipca 1943 roku. Wtedy, w katastrofie lotniczej, zginął gen. Władysław Sikorski. Sam pomnik to proste śmigło wraz z tablicą i nazwiskami tragicznie zmarłych. Znajduje się on na końcu Gibraltaru – tuż przed wyjściem w otwarte morze. Dla nas, Polaków, to temat obowiązkowy.

Author

2 comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *