Wędrowanie w górach to szalony rodzaj mistycyzmu, samotnia dla duszy i wycisk dla ciała. Zmęczenie i dotlenienie sprawia, że trudności zostają w dolinach. W górach każde z nas mierzy się ze swoją własną słabością – ekspozycją, kondycją czy trudnym podłożem. W październiku zmierzyliśmy się oboje z Percią Akademików na Babiej Górze.
Babia Góra – dojazd i cennik
Na Babią Górę wystartowaliśmy z parkingu przy słynnej Przełęczy Krowiarki. Warto zajechać tam jak najwcześniej, by znaleźć wolne miejsce (o 9:00 jest już pełno aut). Parking kosztuje 15 – 20 zł, można płacić kartą. Dla niezmotoryzowanych jest bus z Zawoi Markowej na Przełęcz Krowiarki. Bus kursuje od 1 kwietnia do 31 października, we wszystkie dni tygodnia. Aktualne rozkłady jazdy znajdziecie w tym miejscu.
Po zostawieniu samochodu skierowaliśmy się do kas Babiogórskiego Parku Narodowego (tu również można płacić kartą). Bilet normalny kosztuje 7 zł, ulgowy – 3,5 zł. Dzieci do lat 7 wchodzą za darmo. *Uwaga: jeśli zależy Wam na pieczątce w książeczce górskiej PTTK (potwierdzającej zdobycie Babiej Góry), to nie polecamy zostawiać tego na koniec wycieczki. Pani w kasie zapewniała nas, że wracając ze szlaku podbijemy u niej książeczki – niestety o 15:15 kasa była zamknięta. Pilnujcie, by zdobyć stempel w schronisku PTTK Markowe Szczawiny.
Babia Góra – Królowa Beskidów
No dobrze, teraz trochę o naszym dzisiejszym celu. Babia Góra (1725 m n.p.m.) leży na pograniczu polsko – słowackim, w Beskidach Zachodnich. Nie bez powodów nazywana jest Królową Beskidów – trzeba przyznać, że Królowa ta jest kapryśna niczym Kleopatra. Pogoda na samym szczycie często bywa nieprzewidywalna, ponieważ Babia jest najwyższą górą w okolicy i „przyjmuje” na siebie wszystkie warunki pogodowe. Inna nazwa góry to Diablak.
Na Babiej Górze byliśmy już kiedyś – w słoneczny, letni dzień Do dziś pamiętamy, jak wiatr zdmuchnął nam okulary w wysokie trawy – co groziło, że nie wrócimy autem do Warszawy. Tym razem również zapowiadało się wietrznie, ale turystów (niestety) nie brakowało. Korowe pielgrzymki ludzi w różnym wieku tłoczyły się przed nami na szlaku. Musieliśmy narzucić szybsze tempo, by nacieszyć się chwilą prywatności w tych pięknych okolicznościach przyrody.
W góry, gotowi, start!
Trasa na Babią Górę jest naprawdę piękna. O 9:15 startujemy z Przełęczy Krowiarki (1010 m n.p.m.) – w tym miejscu droga rozdziela się na dwa szlaki. Na lewo szlak czerwony pnie się schodami do góry, na prawo szlak niebieski prowadzi szeroką, bardzo łagodną ścieżką. Wybieramy drugą opcję, ponieważ szlak czerwony jest zamknięty (okazuje się, że od 1 października do 30 listopada poszczególne jego etapy są remontowane). Po 15 – 20 minutach sprawnego marszu docieramy nad Mokry Stawek (1025 m n.p.m.) – jak widzicie, trasa nie ma tu praktycznie żadnego przewyższenia.
Mokry Stawek to jezioro osuwiskowe i jednocześnie największy akwen w obrębie masywu Babiej Góry. Znak pokazuje, że do samego brzegu jeziorka można zejść w kilka minut. My nie korzystamy z możliwości zejścia, bo to nie Mokry Stawek nie jest naszym dzisiejszym celem. Po 10 minutach drogi dochodzimy do miejsca, z którego w lewo odbija zielony szlak. To jedna z dwóch tutejszych perci – Perć Przyrodników. W 45 minut można nią dojść na szczyt Sokolicy – pośredniego punktu w drodze na Babią Górę. Idziemy jednak dalej i 40 minut później docieramy do ukrytego wśród drzew „Skrętu Ratowników” – gdyby nie oznakowanie, to pewnie byśmy go minęli.
Perć Akademików – skąd nazwa?
„Skręt Ratowników” to początek szlaku żółtego, zwanego Percią Akademików. Prowadzi on na szczyt Babiej Góry północnym (najbardziej stromym) stokiem. Od parkingu przy Przełęczy Krowiarki to około 6,8 kilometrów, 2 godziny marszu i 717 metrów przewyższeń. Perć Akademików jest zamknięta dla turystów od 1 listopada do 30 kwietnia. Szlak jest jednokierunkowy (tylko do góry), ponieważ na niektórych miejscach ciężko się wyminąć (na trasie są stopnie skalne i piarg).
Początkowo szlak nazywał się „Percią Taternicką” – pod taką nazwą widniej w przewodniku Kazimierza Sosnowskiego, znanego popularyzatora turystyki pieszej i założyciela schroniska w Turbaczu. Dopiero później szlak zyskał nazwę „Perć Akademików”, pod którą znany jest do dzisiaj. Nową nazwę nadał mu Władysław Midowicz – geograf i miłośnik Tatr, który w 1925 roku wytyczył całą trasę. Kilka lat później na szlaku pojawiły się ułatwienia techniczne w postaci łańcuchów i klamr. Po 1945 roku nowa nazwa upowszechniła się w środowisku górskim. Równocześnie szlak znany był pod drugą nazwą – „Perć Akademicka”.
Perć Akademików – opis szlaku
O 10:23 odbijamy na Perć Akademików ze szlaku niebieskiego, prowadzącego do schroniska PTTK Markowe Szczawiny. Początkowo droga prowadzi lasem, skalnymi stopniami. Po około 10-ciu minutach kamienna ścieżka wiedzie dalej pod górę, ale las znacznie się przerzedza. Przy trasie znajdują się już tylko pojedyncze drzewa, a gęsta mgła spowija okoliczne szczyty. 15 minut później docieramy do pierwszego fragmentu z łańcuchami – na razie nie ma żadnych przepaści, więc łańcuch nie jest za bardzo potrzebny. Za 5 minut trasa robi się bardziej pod górkę – dzięki łańcuchom można się podciągnąć za pomocą rąk i tym samym dać odpocząć kolanom. Zdjęcia nie oddają rzeczywistości – w tym miejscu szlak nie jest trudny, choć oczywiście zawsze trzeba uważać przy stawianiu kolejnych kroków.
Idąc powolnym tempem około 11:13 dochodzimy do podstawy kilkumetrowej ścianki – to teoretycznie najtrudniejszy fragment szlaku. 4 klamry na stopy pną się do góry niczym schody, cały czas w towarzystwie łańcucha na wyciągnięcie ręki. Pierwszy stopień jest nieco wyżej – można sobie pomóc, stawiając lewą nogę na występku skalnym po lewej stronie. Dalej jest krótki fragment do przejścia bez stopni, przez całą szerokość ścianki. Jedna osoba ma tam wystarczająco miejsca; jest również łańcuch do trzymania. Później już tylko dwie, trzy klamry na stopy i jesteśmy na górze! *Uważajcie na same metalowe stopnie – w mglisty, podeszczowy dzień zachowują się jak ślizgawka. Czasem naprawdę lepiej oprzeć stopę o skałkę.
Czy Perć Akademików jest trudna?
Szlak jest świetnym wyzwaniem dla koordynacji rąk i nóg. Łańcuchy owszem, są – ale w niektórych miejscach na wyrost. Przy pierwszych udogodnieniach nie ma wielkich przepaści a dalsze etapy trasy da się pokonać również przy pomocy rąk. Dopiero na ostatnim fragmencie ułatwienia się przydają. Spotykamy się z wysoką na kilka metrów ścianką, ubezpieczoną w klamry (idealnie pasujące do kolejnych kroków) i tu początkujących faktycznie może oblecieć strach. Zalecamy wcześniej choć krótkie „obycie” ze ścianą – wtedy zmienia się perspektywa wyzwania. My mieliśmy za sobą 1-dniowy kurs skałkowy w Jurze Krakowsko – Częstochowskiej, skałkę bez sztucznych ułatwień w Triglavskim Parku Narodowym (trasa na Triglav) i łańcuchowe wejście do tatrzańskiej Jaskini Raptawickiej.
Nie taka Perć straszna, jak ją malują. Według nas na trasę można wybrać się z około dziesięcioletnimi dziećmi – takich turystów spotkaliśmy tu zresztą kilku. Trzeba jednak pamiętać, że Perć Akademików jest szlakiem jednokierunkowym – można nim iść tylko na górę. Taka reguła podyktowana jest pragmatycznością – po prostu w kilku miejscach trudno się wyminąć. Na ściance ta jednokierunkowość jest tym bardziej zasadna. Ze względu na złe warunki pogodowe na grani Babiej Góry (ogromna prędkość wiatru, przy której ciężko było ustać) wyjątkowo schodziliśmy Percią Akademików. Tamtego dnia ten sposób zejścia wybrało wielu, więc na ściance tworzyły się ogromne zatory.
Giewont bez… Giewontu
Czy było warto wejść na Perć Akademików? Jak najbardziej! Jedynym minusem okazało się spore zainteresowanie szlakiem wśród innych turystów. Nie sądziliśmy, że na łańcuchowym szlaku na Babią Górę spotkamy kolejki ze słynnych opowieści o Giewoncie czy Rysach.