W naszych podróżach to ja jestem stroną, która szuka najlepszych, lokalnych atrakcji i próbuje je ułożyć w logistyczną całość. Nie jest to zadanie łatwe, ale w przypadku Szwajcarii było wręcz arcytrudne. Bardzo zależało nam na tym, by zobaczyć ten alpejski kraj w pigułce. 10-cio dniowy wyjazd miał swoje ograniczenia, więc siłą rzeczy wybraliśmy szwajcarskie „top of the top”.

Szwajcarskie must have… i popsuta pogoda

Zaczęliśmy od spełnienia marzenia życia – czyli od kupienia biletów na widokowy pociąg z dużymi oknami, który „przecinał” szwajcarskie Alpy na pół. Na liście (obowiązkowo!) znalazł się również trekking z widokiem na Matterhorn i znana z Tolkienowskiej prozy dolina Lauterbrunnen (ze swoim słynnym, czerwonym pociągiem). Trudy górskich eskapad osłodziliśmy sobie degustacją przepysznej szwajcarskiej czekolady. Na koniec (z pomocą naszej Zafirki) wjechaliśmy na kręte, szwajcarskie przełęcze, które pozwoliły nam podziwiać niesamowite widoki. Czy to na pewno był koniec?

Nie. Był jeszcze jeden punkt programu, bez którego nie moglibyśmy opuścić Szwajcarii. Mowa o prawdziwym lodowcu. W Szwajcarii jest ich około 1800, ale my wybraliśmy lodowiec Morteratsch (niem. Morteratschgletscher), ponieważ pasował nam pod kątem logistyki całego wyjazdu. Lodowiec ten znajduje się niedaleko kurortu Sankt Moritz, do którego dotarliśmy po szalonej przejażdżce autem przez szwajcarskie przełęcze. Wieczorem, w dniu poprzedzającym trekking, zameldowaliśmy się na polu kempingowym (świetne miejsce, gorąco polecamy!), na którym spaliśmy w namiocie dwie noce wcześniej.

Wycieczka, która prawie się nie odbyła

Jak dobrze, że tym razem zaplanowaliśmy nocleg w aucie! W nocy nad Sankt Moritz przeszła ogromna ulewa. Z nieba lało się wiadro wody. Ręczniki, które standardowo przewiesiliśmy przez drzwi auta, zaczęły nasiąkać wodą i przeciekać do środka… Wysokie drzewa uginały się pod ciężarem silnego wiatru a w nasz samochodowy dach uderzał… grad. Strasznie nieprzyjemne uczucie, jakbyś ktoś wysypał wiadro kamieni nad naszymi głowami. Wybudziliśmy się nieraz w środku nocy. Wtedy nasz trekking do lodowca stanął pod znakiem zapytania.

Na szczęście rano zastaliśmy zupełnie inną aurę. Po burzy nie było już śladu, a poranne słońce suszyło ostatnie krople na karoserii auta. Jest nadzieja na lodowiec! – wykrzyknęliśmy wspólnie z radością. Założyliśmy górskie buty, spakowaliśmy manatki i w drogę! Do celu nie było daleko, raptem 15 kilometrów. Przez całą drogę czoło lodowca majaczyło nam gdzieś na horyzoncie. Najpierw skierowaliśmy się drogą nr 27 z Sankt Moritzdo miejscowości Celerina / Schlarigna. Potem odbiliśmy na drogę nr 29, w kierunku Pontresiny. Zostawiliśmy za sobą kemping Morteratsch, położony nad rzeką (po prawej stronie drogi) i tak trafiliśmy na parking.

Globalne ocieplenie to prawda

Sam lodowiec Morteratsch znajduje się w kantonie Gryzonia, w górnej Engadynie. Jego całkowita powierzchnia jest większa niż dwa standardowe boiska piłkarskie. Najwyższym szczytem w tym rejonie jest Punta Perrucchetti (4020 m n.p.m.) – być może to właśnie on widniał na horyzoncie, gdy rozpoczynaliśmy trasę. Przeszliśmy mostem nad rzeką i minęliśmy stację Morteratsch (7504 Pontresina), przy której zatrzymuje się słynny Express Bernina, łączący Szwajcarię z Włochami. Dalej, do punktu widokowego na czoło lodowca, poprowadziła nas szeroka, szutrowa droga, dostępna praktycznie dla każdego (tylko 3 kilometry w jedną stronę, przewyższenia około 200 metrów). Wzdłuż tej drogi rozstawiono 16 tablic informacyjnych, z których mogliśmy dowiedzieć się więcej o lokalnej florze i faunie.

Tabliczki były wbite w miejscach… do których sięgał lodowiec w danym roku. Na tej podstawie mogliśmy stwierdzić, że globalne ocieplenie nie jest żadną fikcją. W 1878 roku, kiedy rozpoczęto pomiary, lodowiec Morteratsch dochodził aż do okolic parkingu. Jeszcze 17 lat temu jego jęzor był długi na ponad 6 kilometrów. Niestety –  z roku na rok lodowiec Morteratsch jest coraz krótszy. W ciągu 200 lat czoło lodowca Morteratsch cofnęło się w głąb lądu o prawie 2 kilometry, odsłaniając piękny, polodowcowy krajobraz (który znów skojarzył nam się z Nepalem). Na początku XXI wieku proces ten, zwany regresją, znacznie przyspieszył – i dziś lodowiec cofa się średnio 30 metrów na rok. Generalnie szwajcarskie lodowce w ciągu dwóch lat straciły tyle lodu, ile od 1960 do 1990 roku.

Podsumowanie

Od razu powiem, że nie wchodziliśmy na lodowiec Morteratsch – nie mieliśmy na to ani czasu, ani odpowiedniego sprzętu i przewodnika. Nasza podróż po Szwajcarii dobiegła końca. Symboliczny świstak przeciął nam jeszcze drogę… W trasie powrotnej wpadliśmy jeszcze na chwilę, dosłownie na jednej nodze, do stolicy Liechtensteinu (Vaduz). Opowiemy Wam o tym, ale już innym razem.

Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *